NACJONALIZACJA PIENIĘDZY Walka o suwerenność monetarną

Uwolnienie Polski i świata od długów rzekomych powinno być celem elit intelektualnych wszystkich narodów. Polski wkład w to dzieło już jest  znaczący, gdyż to właśnie w Polsce sformułowane zostały zasadnicze tezy ekonomii obywatelskiej oraz właściwe uwarunkowania ekonomii pozytywnej.

 

10 Komentarze

  1. Zacznę od małego apelu: przestańmy rozpowszechniać fałszywy mit o powstaniu pieniędzy, które miały zastąpić wymianę barterową.
    Niczego takiego nie było! Pieniądz od samego zarania swego istnienia był miarą długu i – co postaram się wyjaśnić dalej – nie ma w tym niczego złego ani szkodliwego.
    Dla chętnych – gorąco polecam lekturę wywiadu z antropologiem – Davidem Graeber’em, a jeszcze lepiej – jego książki: “Debt: The first five thousand years”

    A teraz – do rzeczy. Po przeczytaniu powyższego artykułu (“Nacjonalizacja pieniędzy…”) ciśnie mi się na język następująca myśl:
    Jak trudno – mając dobre chęci uszczęśliwienia wszystkich – powstrzymać się od przemycania choć odrobiny marksizmu do koncepcji ekonomicznych…
    Podstawowa sprawa: celem ekonomii nie może być zaspokojenie “ludzkich potrzeb”, bo wtedy automatycznie dzielimy społeczeństwo na beneficjentów tej utopii oraz niewolników, których obwiązkiem musi być tych potrzeb zaspokajanie. Oczywiście nie są to zbiory rozłączne: każdy staje się po trosze niewolnikiem i po trosze klientem takiego systemu, ale w takiej sytuacji co chytrzejsze jednostki zwykle znajdują sposoby, aby zredukować do minimum stopień swojego zniewolenia i zmaksymalizować korzyści – uzyskiwane kosztem innych. A przecież “zaspokajanie ludzkich potrzeb” jest celem każdego z nas! Po co więc jakiś system ma to dublować?
    “Kto nie chce pracować, niech też nie je!” – pisał św. Paweł do Tesaloniczan.
    Nie, celem ekonomii opartej na wartościach chrześcijańskich powinno być zapewnienie warunków, w których każdy człowiek może wykonywać pracę dla zaspokojenia potrzeb własnych, rodziny czy dowolnie wybranych osób – w sposób wolny i uczciwy. Ale to ludzie muszą zapewnić realizcję tego celu, system ma tylko dawać im możliwości i chronić przed różnymi formami niewoli i nieuczciwości.

    Dalej – bez dobrego zrozumienia istoty pieniądza i działania obecnego systemu nie może być mowy o wymyśleniu dobrego projektu docelowego, uczciwego ustroju monetarnego.
    Autor popełnia już na wstępie brzemienne w skutkach uproszczenia i błędy. Pisze np.:

    “… Banki od tych wykreowanych przez siebie samowolnie „pieniędzy” pobierają odsetki, tak jakby te środki rozliczeniowe były ich własnością. W istocie banki nie posiadają prawa własności do tych środków rozliczeniowych. Pobieranie odsetek od tych środków jest dodatkową samowolą i oszustwem.”.

    Wszystko jest tu prawdą, za wyjątkiem pierwszej części pierwszego zdania: Banki nie kreują pieniędzy samowolnie. Robią to w porozumieniu i wręcz na wniosek kredytobiorców – różnych podmiotów, przedsiębiorstw, rządu, organizacji a także – nas, obywateli.
    Gdzie leży zatem problem? To bardzo proste: w oprocentowaniu.
    Pieniądz – jaki znamy, czy jest on sztabką złota, papierkiem czy zapisem cyfrowym – jest miarą długu. Kropka. Jest on w swojej istocie wekslem dłużnym. Kiedy otwieram firmę i proszę bank o kredyt, jego przedstawiciel powinien oszacować ryzyko, ocenić moją wypłacalność w razie klapy i w końcu ewentualnie “wykreować” pieniądze – dając mi kredyt pod zastaw spodziewanych przychodów. Jeśli biorę kredyt na zakup nieruchomości, to zastawem (podstawą monetarną) wykreowanych w kredycie pieniędzy jest jej wartość – nb. jest to przypadek jednego z najstabilniejszych i najbezpieczniejszych zabezpieczeń wartości emitowanego (czy kreowanego) pieniądza. Z jaką podstawą dla wartości wyemitowanego pieniądza dłużnego mamy do czynienia w przypadku tzw. kredytu konsumpcyjnego? Nie ma tu ani spodziewanych przychodów, ani materialnego zabezpieczenia w postaci nieruchomości. Tą podstawą jest tutaj w istocie rezygnacja z mojej wolności: zobowiązuję się, że odpracuję pożyczone pieniądze wraz z odsetkami, czyli w istocie sprzedaję swoją przyszłą wolność za pieniądze “tu i teraz”.
    W każdym z opisanych przypadków bank dostarcza tak naprawdę weksel dłużny, a posiadaczem czy wytwórcą wartości, na którą on opiewa jest kredytobiorca. Dlaczego zatem bank miałby pobierać odsetki od tej wartości, a nie jednorazową opłatę, za wydrukowanie i zagwarantowanie autentyczności i pokrycia tego weksla?
    Tak, kredyty nie powinny być oprocentowane!
    Ale powinny mieć pokrycie w dobrach materialnych, usługach, które istnieją lub powstaną z dużym prawdopodobieństwem w określonym czasie. Sprzedawanie własnej wolności (przez głupotę, bo nic innego nie może usprawiedliwić takiego postępowania) powinno być surowo zakazane!
    Wyobraźmy sobie sytuację, w której kredyty na działalność gospodarczą i zakup nieruchomości nie miałyby żadnych odsetek, tylko termin zwrotu, po którym albo musiałoby dojść do spłaty zadłużenia lub do przejęcia zabezpieczenia od kredytobiorcy.
    Czy stanowiłoby to problem? Według mnie – doprowadziłoby do powstania długotrwałej koniunktury!
    W czym jest zatem główny problem obecnego systemu?
    Przede wszystkim w promowaniu kredytów konsumpcyjnych, co prowadzi do zniewolenia społeczeństwa, w oprocentowaniu kredytów, które nie ma żadnego uzasadnienia i w transferowaniu zysków banków, głównie w ukryty przed systemem fiskalnym sposób – za granicę.
    Czy taki system z nieoprocentowanym kredytem, z zakazem lichwy, kredytu konsumpcyjnego można zabezpieczyć przed narastaniem długu? Bo przecież “wydrukowanie weksla” (operacja elektroniczna w systemie bankowym) musi kosztować, czyli zawsze trzeba zwrócić wartość długu + jakąś proporcjonalną do niego kwotę (ale już nie proporcjonalną do czasu kredytowania). Można to uczynić w bardzo prosty sposób:
    Przy spłacie kredytu następowałoby umorzenie (likwidacja) weksla, czyli pieniądza. Ale przecież posłużył on do przeprowadzenia procesów gospodarczych, których celem było wytworzenie zysku. Czyli jeśli bank pożyczył nam na jakąś działalność gospodarczą 100 zł, to dzięki temu wyprodukowaliśmy dobra za np. 120 zł. Bank w takim wypadku po prostu może “wykreować” pieniądz potrzebny na opłatę wekslową (i go sobie wypłacić jako swój przychód), a pokrycie tej dodatkowej kwoty jest w naszym produkcie! Oczywiście nie wszystkie przedsięwzięcia idą zgodnie z zamierzeniami i czasem zamiast przyrostu dóbr mielibyśmy ich umniejszenie, kiedy jakiś kredytowany projekt przyniósł by straty. Statystyczna proporcja zysków i strat w skali narodowej w zakresie roku czy kliku lat miałaby wpływ na opłatę wekslową, której komponentem podstawowym byłby sam jednostkowy koszt operacji utworzenia weksla, a dodatkowym – właśnie swoiste ubezpieczenie rentowności.
    Wysokość takiej opłaty wekslowej mogłaby być regulowana przez wolną konkurencję, a także (interwencyjnie) przez państwo – za pośrednictwem własnych, narodowych banków, działających na wolnym rynku jako równoprawne podmioty.
    Jeśli opłata wekslowa będzie niższa niż wytworzona przez nas dodatkowa wartość (a tak powinno być z reguły), to z czasem może pojawiać się dysproporcja pomiędzy ilością wyprodukowanych towarów i wyemitowanych pieniędzy: taki system powinien mieć tendencję do auto-aprecjacji – deflacji. Gdyby miało to niekorzystny wpływ na gospodarkę, to byłby to moment na interwencję banku centralnego – emisję stabilizującą. Powinna ona zostać wprowadzona do obiegu przez wydatki rządowe (co mogłoby być połączone z czasowym zmniejszeniem podatków). Mechanizm ten przypomina zasadę główną postulowanego w komentowanym artykule sytemu, czyli emisję pieniądza w oparciu o parytet gospodarczy, operowałby on jednak z definicji na ułamku całej monetyzacji dóbr, podczas gdy w koncepcji opisanej w artykule wszystko odbywałoby się centralnie, na zasadzie obliczeń wykonywanych przez urzędników i rozdziału emitowanego pieniądza przez system biurokratyczny (genialny inkubator korupcji!). W mojej koncepcji 80-90% emisji podlegałoby autoregulacji przez podobny do obecnego, lecz pozbawiony elementów patologicznych system oparty na kredycie bez-odsetkowym.
    Kluczowym jest tutaj fakt, iż wytwórcą i zatem – w świetle prawa naturalnego – właścicielem i jedynym pełnoprawnym dysponentem wartości emitowanych pieniędzy (wymienialnej na materialne i niematerialne dobra) są pracownicy, przedsiębiorcy i usługodawcy (także artyści i twórcy). Dlatego uważam, że dobry system monetarny musi minimalizować zjawiska w których wartość ta dostaje się (poza dobrowolnymi transakcjami wymiany lub darowizny) w inne ręce. W powyższym artykule przedstawiona jest zupełnie odwrotna koncepcja, w której z założenia to państwo przejmuje kontrolę nad ekwiwalentem wyprodukowanych dóbr, czyli realnie – odbiera własność dóbr ich wytwórcom.
    Proszę zwrócić uwagę:

    “Dystrybucja emitowanego pełnowartościowego pieniądza będzie się odbywać poprzez dodawanie konkretnych sum na konta ludzi i przedsiębiorstw, a nie na zasadzie mnożenia ich przez wartość stopy procentowej. Dodawanie pieniędzy na konta zaczniemy od wspierania najuboższych…”

    Niestety, ale to – mimo wyraźnie dobrych intencji – doprowadziłoby do powstania kolejnej, komunistycznej utopii.
    Czy jest możliwe wymyślenie jakiegoś innego pieniądza, nie związanego organicznie ze zobowiązaniami materialnymi (długami)?
    Pewnie tak, ale wymyślenie pieniądza lepszego może być bardzo trudne, ponieważ zaletą tego, który znamy jest jego realność, prawda która jest w nim zawarta. Na czym to polega? Pieniądz jako miara długu powstał w sposób naturalny, odzwierciedlając rzeczywiste sytuacje. Wszystko, co wymyślimy będzie raczej nosiło większe lub mniejsze znamię jakiejś ideologii. Dlatego twierdzę, że pieniądz dłużny jest zarazem realny, natomiast wszelkie próby zastąpienia go czymś innym oznaczają w istocie próby utworzenia pieniądza ideologicznego.
    Jednak prawda zawsze w końcu wygra z ideologią.

  2. Odpowiedź dla Pana Marka Kulczyckiego zacznę od cytatu, z którym się całkowicie zgadzam, a mianowicie: „Prawda zawsze w końcu wygra z ideologią.”
    Zobaczymy zatem, kto pisze prawdę, a kto uprawia ideologię. W komentarzu pana Kulczyckiego z łatwością można znaleźć komplet typowych twierdzeń ideologicznych stosowanych do obrony istniejącego układu finansowego polegającego na monopolu bankowej kreacji pieniędzy dłużnych. Pan Kulczycki używa tej ideologii po mistrzowsku – to znaczy stara się nadać jej charakter rozważań bezstronnych i rzetelnych – ale niestety, aby zwalczyć prawdę ukazaną w artykule NACJONALIZACJA PIENIĘDZY i obronić bankierski monopol na kreację substytutu pieniądza, siłą rzeczy musi używać tej skompromitowanej na świecie ideologii, aby manipulować świadomością Polaków niezorientowanych jeszcze dobrze w temacie finansowego zniewolenia.
    Po pierwsze. Apel o nierozprzestrzenianie fałszywego mitu o powstaniu pieniędzy, które miały zastąpić wymianę barterową mnie nie dotyczy, bo ja w swoim artykule NACJONALIZACJA PIENIĘDZY tym tematem się nie zajmuję. Pieniądz w swojej dojrzałej formie, jako materialny, a ostatnio niematerialny znak wartości, zastąpił nie wymianę barterową, ale pieniądz towarowy, występujący na początku w formie artykułów żywnościowych np. zboże, a w Chinach gdzie w X wieku p.n.e. pieniądz powstał: narzędzia rolnicze, w Europie dominowały metale szlachetne. Pieniądz pełnił wiele funkcji w społeczeństwie i był narzędziem, którego używano do różnych celów. Napisałem na ten temat artykuł: CZTERY FUNKCJE PIENIĄDZA, DF nr 30 będący fragmentem artykułu, który polecam: W STRONĘ DEMOKRACJI FINANSOWEJ,

    Natomiast z faktu, iż od zarania dziejów jedni ludzie drugim ludziom udzielali pożyczek, a pieniądz stał się z czasem miarą długu, nie można wyprowadzić zasadnego twierdzenia, iż pieniądz jest w sposób nierozerwalny związany z długiem i że jest to dobre. Było wręcz przeciwnie. Pierwsze zapisy ekonomiczne począwszy od Babilonii i starożytnego Egiptu piętnują lichwę i ograniczają ją arbitralnie. W Babilonii odsetki od całego długu nie mogły przekroczyć 30% a w Egipcie 100%. Klęski żywiołowe zwalniały dłużnika z obowiązku wypłaty odsetek. Dzisiaj łączny koszt kredytu hipotecznego zazwyczaj swobodnie przekracza 100% a gospodarcze realia (klęski żywiołowe, kryzysy i deflacja) nie mają wpływu na żądanie spłaty. Nastąpił transfer ryzyka gospodarczego na kredytobiorcę, co jest efektem zwycięstwa ideologii liberalnej i neoliberalnej: uprzywilejowania banków prywatnych, deregulacji stóp procentowych, („wolności” dla banków w kształtowaniu stóp procentowych), czyli w istocie bankierskiej samowoli.
    Co więcej w starożytnych cywilizacjach powstała norma anulowania długów. Hammurabi król Babilonii przeprowadził ja czterokrotnie, podobnie faraon Ramzes XI i Ramzes XII w Egipcie. Hebrajczycy mieli obowiązek religijny darowania długów, co siedem lat. Takie są fakty. Pisze o tym David Graeber i ja także w artykule: ZASADY ANULOWANIA DŁUGÓW,
    Odwołanie się do początków pieniądza i związanie go z długiem pełni w komentarzu funkcję „listka figowego”, który ma zasłonić obecną naturę systemu finansowego opartego na monopolu patologicznej monetyzacji gospodarki prywatnym długiem – długiem rzekomym, bo monopol bankierów na kreację tego długu, to efekt długotrwałej manipulacji świadomością ludzi oraz prawem. W istocie ta skuteczna manipulacja świadomością, „przejęcie głębokie” (termin wprowadzony przez prof. Artura Śliwińskiego) była i nadal jest samowolą. Za nią podążały przejęcia kapitałowe i przejęcia własności. Dochód z lichwy (wyzysk) pozwalał bankierom przeznaczać środki finansowe na zabezpieczenie swoich interesów i promocję pseudo-świadomości, czyli zespołu poglądów korzystnych dla bankierów. Dzisiaj, po zwycięstwie prywatnego bankowego monopolu na kreację środków rozliczeniowych w formie długu i po eliminacji emisji pieniędzy pełnowartościowych, ludzie biorąc wynagrodzenie za pracę otrzymują de facto nie pieniędze, ale długi, które ktoś, np. przedsiębiorca, będzie musiał spłacić, (odbierając część wynagrodzenia swoim pracownikom) lub dług stanie się długiem publicznym, o ile zaciągną go państwowi urzędnicy, zamiast wyemitować w narodowym banku centralnym, pieniądze pełnowartościowe, według wskaźnika parytetu gospodarczego. Tak się dzieje w kraju, który stracił lub oddał swoją suwerenność finansową i nie emituje pieniędzy. Głosi się wówczas zasadę „potrzeb pożyczkowych państwa”, czyli brnie się dalej w długi, co jest finansową patologią i czego nie zasłoni proponowany przez Kulczyckiego „listek figowy”.
    Trzeba też oddać sprawiedliwość Davidowi Graeber’owi, który jest świadom tych problemów, choć nie poświęca im w wywiadzie wiele miejsca, zaś pytanie o sposób rozwiązania obecnego kryzysu zadłużeniowego pozostawia właściwie bez odpowiedzi, zasłaniając się „miłym optymizmem” w pespektywie cykli pięćsetletnich. Wspomina jednakże, iż działania polegające na ochronie wierzycieli a nie dłużników (specyfika obecnej sytuacji) nie są właściwe oraz nie potrafi powiedzieć jak wiele nieszczęść (katastrof) działania te jeszcze spowodują.

    Kolejny argument ideologiczny pana Kulczyckiego to „odrobina marksizmu” – zarzut typowy dla każdego zwolennika liberalnych dogmatów ekonomicznych, ale jak zwykle całkowicie fałszywy. Fałszywy, bowiem wyróżniającą cechą marksizmu nie była troska o ludzi, ale „walka klas” stąd brały się intencje i dążenia do rewolucji oraz „udane”, krwawe rewolucje, obfitujące w miliony ofiar. Marksizm to destrukcja zapakowana w pozytywne (cudze) idee. Po około stu latach nie powinniśmy kontynuować tego nadużycia.
    Po trzecie: celem ekonomii JEST ZASPOKOJENIE LUDZKICH POTRZEB. Nie jest to utopia, tylko istota ekonomii. Wynika to już z greckiego źródłosłowu: dom i reguła, czyli gr. oikos – zasada prowadzenia gospodarstwa domowego. Robimy to wszyscy, bowiem wszyscy jesteśmy po części ekonomistami. To nie my zastępujemy specjalistów od ekonomii, to „nieuczciwi specjaliści” dublują nasze starania, a czasami chcą nami manipulować, tak abyśmy pracowali dla nich i ich zleceniodawców: bankierów… a dla siebie jedynie na koszty utrzymania: patrz: spiżowe prawo płacy – opracowane przez Williama Petty (1623-1687), który wartość pracy najemnej ustalał na poziomie minimum kosztów utrzymania. Prawo to zostało powtórzone przez ideologów liberalizmu (Smith i Ricardo) oraz zwolenników depopulacji (Malthus) Wyznawcy oprocentowania i odsetek (lichwy) nie chcą pracować, ale ich apetyt na konsumpcję i władzę jest silny, arogancki i wręcz irracjonalny – to odnośnie cytatu z Listu św. Pawła do Tesaloniczan, tak niezręcznie użytego przez autora komentarza.
    Później następuje argumentacja, z którą się całkowicie zgadzam, bo jest ona „wyjęta” mojego artykułu, czego Pan Kulczycki nie raczył odnotować. Warto ją powtórzyć: „celem ekonomii opartej na wartościach chrześcijańskich powinno być zapewnienie warunków, w których każdy człowiek może wykonywać pracę dla zaspokojenia potrzeb własnych, rodziny czy dowolnie wybranych osób – w sposób wolny i uczciwy. Ale to ludzie muszą zapewnić realizację tego celu, system ma tylko dawać im możliwości i chronić przed różnymi formami niewoli i nieuczciwości.”
    Tak właśnie jest a raczej być powinno. Dlatego o tym pisałem. Ludzka przedsiębiorczość nie może być marnotrawiona. Obecny system finansowy, ukształtowany przez prywatną oligarchię finansową niszczy ludzkie starania i ludzką wspólnotę. Jest właśnie formą niewoli i nieuczciwości, zniewolenia i podstępu, która nie pozwala ludziom cieszyć się życiem, swoją pracą i jej efektami.
    Promocja monopolu kredytowego, monetyzacja gospodarki poprzez oprocentowane długi, jako powszechne w użyciu środki rozliczeniowe, to istota kryzysów finansowych i obecnej sytuacji, czyli kryzysu cywilizacyjnego. Główną przyczyną wypaczenia ekonomii jest częściowa rezerwa bankowa, czyli kreacja środków rozliczeniowych, które są długiem, (temat ważny i zgrabnie przemilczany przez autora komentarza). Nie ma znaczenia, że to ludzie przychodzą do banku po kredyty. Brak emisji pełnowartościowych pieniędzy siłą rzeczy zmusza ludzi do zaciągania kredytów. Bankierzy za pomocą zależnych od nich, dyspozycyjnych i najwyżej wynagradzanych urzędników państwowych, zwalczają wszelkie formy samopomocy finansowej, od kas pożyczkowych w zakładach pracy i od banków spółdzielczych, po pożyczki realizowane pomiędzy ludźmi, od których państwo nalicza podatek (po przekroczeniu określonej kwoty, dawniej było to 5000 zł.) , zmuszając pożyczkodawców do żądania zwrotu kwoty większej niż ta pożyczona. Takie prawo powstaje w wyniku lobbingu finansistów i ma na celu likwidację ludzkiej bezinteresowności. W efekcie takich starań ekonomia przestaje być nauką o sposobach zaspokajania ludzkich potrzeb. Staje się ideologią i sposobem promocji wyzysku, zniewolenia i depopulacji – świadectwem „głębokiego przejęcia” świadomości ludzkiej. Szukanie i znajdowanie innych rozwiązań nie jest działaniem o charakterze utopijnym, tylko aktualną dziejową koniecznością.
    Odszukanie w rzeczywistości, czyli wywiedzenie z prawa naturalnego, a następnie precyzyjne opisanie właściwych rozwiązań, nie jest zadaniem łatwym w dobie powszechnie panującego fałszywego obrazu ekonomicznego. Jest to praca, którą rozpocząłem w 2003 roku książką DEMOKRACJA FINANSOWA. Po dwunastu latach studiów i przemyśleń sformułowałem program naprawy zasad monetyzacji gospodarki, począwszy od emisji pieniędzy, po nową koncepcję budżetu otwartego na emisję/monetyzację. Praca ta wybiega daleko w przyszłość, ale jej początki możemy na świecie obserwować już dzisiaj – a Ameryce Łacińskiej, Islandii, na Węgrzech, w Chinach i Rosji. Początek zmian zapowiadają także spontanicznie podejmowane ruchy obywatelskie w Europie Zachodniej, np. w Szwajcarii powstała ostatnio idea przeprowadzenia referendum w sprawie zakazu tworzenia pieniędzy przez prywatne banki.
    Podpisuję się pod opinią Keynesa, którą zawarł w swojej głównej książce: „Przedstawione tutaj tak mozolnie poglądy są niezmiernie proste i powinny być oczywiste. Trudność polega nie na nowości idei, ale na tym, żeby się wyzwolić od starych poglądów, które są głęboko zakorzenione w każdym, kto otrzymał takie wychowanie jak większość z nas” (John Maynard Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, Warszawa 1985, s. 28) Brzmi tutaj ta sama myśl. co u prof. Artura Śliwińskiego. „Głębokie przejęcie” jest najtrudniejsze do zwalczenia, bowiem ideologia, która niszczy człowieka wraz całą jego wspólnotą, staje się na skutek manipulacji przez media (i internetowych trolli) sposobem myślenia ludzi, czyli ich duchową tożsamością. Na tym polega obecny kryzys cywilizacyjny: przejęcie kapitałowe, własnościowe i „głębokie”, czyli świadomościowe.
    Myślenie o pieniądzu kategoriami rzekomo pozytywnego, naturalnego długu jest świadectwem naiwności lub cynizmu, niewinności lub zepsucia. Nie jest moim zadaniem wyjaśnianie tej kwestii w odniesieniu do komentarza. Na marginesie dodam tylko, iż pieniądz i weksel dłużny to dwie bardzo różne rzeczy, których nie powinno się mylić, ani utożsamiać. Następstwem niespłaconego kredytu nie tyle jest „utrata wolności”, co raczej utrata (przejęcie przez bank) własności rzeczy. Samowolnie, czyli bezpodstawnie kreowany pieniądz (częściowa rezerwa bankowa) to dublowanie prawa własności do produktów, które nie powstały z inicjatywy i pracy bankierów ani ich pracowników. Kreacja długów jako forma monetyzacji gospodarki i wzrostu PKB, to monetyzacja niewłaściwa. W jej efekcie banki przejmują produkt społeczeństwa, majątek i dorobek kredytobiorców.
    Propozycje Marka Kulczyckiego – zrodzone po lekturze wywiadu Davida Graeber’a oraz mojego artykułu są pozornie zgodne z zasadami zawartymi w artykule NACJONALIZACJA PIENIĘDZY, włącznie z postulatem wprowadzenia bankowości bezodsetkowej. Autor komentarza nie dostrzega jednak zasadniczej głębi treści zawartych w artykule i zastępuje je swoimi pomysłami przypisując mi stanowisko odmienne od tego, które jest prezentowane w artykule i które sam po swojemu interpretuje. Taka forma sprawia, że komentarz staje się nierzetelny. Taka też jest przyczyna np. zarzutu możliwej korupcji. Ja uważam, iż zmiana systemu finansowego i uzdrowienie bankowości raczej zlikwiduje szalejąca obecnie korupcję. Korupcja jest związana z deflacją i kryzysem wartości, ale jej główną przyczyną jest niski poziom etyki i moralności ludzi. Nacjonalizacja pieniędzy i demokracja finansowa to realizacja wartości w dziedzinie zarządzania państwem i systemem monetarnym. Eliminacja tych czynników na rzecz „błogosławionego” wolnego rynku to złudzenie stare jak liberalizm. Wolny rynek w wydaniu liberalnym, czyli powszechna władza kapitału i bankierów to lichwiarski monopol – podstawa korupcji. Korupcja jest w tym systemie uznanym narzędziem używanym po prostu w sposób dyskretny.
    Nieprawdą jest także to, iż nacjonalizacja pieniędzy to oddanie całej władzy urzędnikom państwowym i eliminacja roli ludzi oraz banków. W artykule napisałem: Odbudowa pozytywnych funkcji banków poprzez wprowadzenie bankowości bezodsetkowej, która zapewnia bankom dochód godziwy w formie udziału w zysku wypracowanym w sferze gospodarki realnej. W innym artykule pisałem o renesansie bankowości, czyli jej zaangażowaniu w realne działania gospodarcze, a nie w prowadzenie interesów lichwiarskich opartych na transferze ryzyka na kredytobiorcę. Warto poznać zalety bankowości bezodsetkowej, która jest „niewolnicą gospodarki” a nie jej „panią”, czyli podmiotem nadrzędnym nad gospodarką. Banki w naturalnym systemie finansowym opartym na realnej gospodarce i pełnowartościowym pieniądzu (a nie na spekulacji pieniędzmi w gospodarce symbolicznej) mają możliwość i powinny działać efektywnie na rzecz ludzi i całego społeczeństwa. Od ich działania, wiedzy i odwagi, zależeć będą ich przyszłe zyski, które nie muszą być wcale mniejsze.
    Natomiast obecne państwo po zmianie systemu finansowego lub raczej w trakcie przeprowadzania takiej zmiany, zostanie uwolnione od obecnej negatywnej presji bankierów i ODZYSKANE przez obywateli. I oto właśnie dzisiaj chodzi! To jest naszym żywotnym interesem.
    Budzi poważne moralne zastrzeżenia następująca opinia komentatora:
    cytat:

    „Kluczowym jest tutaj fakt, iż wytwórcą i zatem – w świetle prawa naturalnego – właścicielem i jedynym pełnoprawnym dysponentem wartości emitowanych pieniędzy (wymienialnej na materialne i niematerialne dobra) są pracownicy, przedsiębiorcy i usługodawcy (także artyści i twórcy). Dlatego uważam, że dobry system monetarny musi minimalizować zjawiska, w których wartość ta dostaje się (poza dobrowolnymi transakcjami wymiany lub darowizny) w inne ręce. W powyższym artykule przedstawiona jest zupełnie odwrotna koncepcja, w której z założenia to państwo przejmuje kontrolę nad ekwiwalentem wyprodukowanych dóbr, czyli de facto odbiera własność dóbr ich wytwórcom.
    Proszę zwrócić uwagę:
    „Dystrybucja emitowanego pełnowartościowego pieniądza będzie się odbywać poprzez dodawanie konkretnych sum na konta ludzi i przedsiębiorstw, a nie na zasadzie mnożenia ich przez wartość stopy procentowej. Dodawanie pieniędzy na konta zaczniemy od wspierania najuboższych…”

    (koniec cytatu)
    Pierwsze zdanie, niemal dokładnie przepisane z artykułu NACJONALIZACJA PIENIEDZY, zostaje zestawione z własną bezpodstawną oceną komentatora na temat rzekomej niewłaściwej dystrybucji emitowanego pieniądza. Marek Kulczycki nie rozumie, iż pieniądze jako wynagrodzenie za pracę trafiają do producentów i pracowników już w momencie zapłaty za ich usługi lub wytworzone towary. Nie rozumie, iż cytat z artykułu który przytacza: o dodawaniu kwot na konta, nie stanowi żadnego zawłaszczenia cudzej własności, lecz realizację prawa wszystkich obywateli do partycypacji w społecznym wysiłku. To prawo mają matki wychowujące dzieci, nauczyciele, pracownicy służby zdrowia itd. Państwo, które prowadzi taką dystrybucję pieniądza bezpośrednio do obywateli, nikogo nie okrada, tylko realizuje właściwie swoje zadania. Tego człowiek wychowany na liberalizmie nigdy nie jest w stanie pojąć, bo on ma wdrukowany w świadomość bankierski dogmat o kredycie (oprocentowanym długu) jako jedynym źródle pieniądza dla ludzi.
    Podobne zastrzeżenia budzi zakończenie komentarza: odwołanie się do tego, co jest realne a co projektowane, „wymyślone”. Powtórzenie o naturalności pieniądza opartego na długu, bo „długi są realne” a w twierdzeniu, że zadłużenie rzeczywiście istnieje „zawarta jest prawda”. Ergo: pieniądz oparty na długu jest „naturalny”, my „znamy jego realność” i to jest lepsze niż pieniądz „wymyślony”, który jest w sposób nieunikniony „ideologiczny”. Innymi słowy, według Kulczyckiego: lepsze dla człowieka jest być świadomym i zadowolonym z siebie niewolnikiem lub bankrutem, niż starać się o wyzwolenie siebie i innych z braku monetarnej suwerenności, czyli z powszechnej finansowej opresji.
    Zakończenie nie zostawia wątpliwości, iż komentarz ma służyć dyskredytacji idei walki o suwerenność monetarną dla Polski i świata. Nieistotny jest rodzaj osobistej intencji komentatora. Istotny jest cel, metoda i skutek takiego oddziaływania.
    Celem jest obrona stanu istniejącego, czyli monopolu banków prywatnych na kreację długów dla Polaków. Nawet oprocentowanie krytykowane w komentarzu zostaje pod koniec usprawiedliwione i „wytłumaczone”.
    Metodą jest manipulacja fragmentami artykułu, wyrwanymi z kontekstu, przypisywanie sobie przez autora komentarza niektórych charakterystycznych idei zawartych w artykule i przeciwstawianie im nieuzasadnionych, wadliwych ocen pozostałych niewygodnych twierdzeń artykułu.
    Skutek jest łatwy do przewidzenia, ludzie niesprawni intelektualnie i nastawieni konformistycznie milcząco przyklasną takiemu komentarzowi, bo on oddala wezwanie do odpowiedzialności za siebie i wspólnotę oraz do starania się o naprawę niekorzystnej dla społeczeństwa sytuacji. Lęk jest podstawowym mechanizmem adaptacyjnym, któremu ulegają słabe jednostki. Zgoda na to co realne i ucieczka przed tym to ryzykowne, to często wybierane rozwiązanie, jednak bardzo zawodne w przypadku sytuacji skrajnie niekorzystnych.
    Komentarz jest całkowicie nieskuteczny wobec ludzi potrafiących myśleć i niezależnie oceniać fakty i idee. Dla wielu ludzi moja odpowiedź może być użyteczna w wyrobieniu sobie własnej opinii na temat NACJONALIZACJI PIENIĘDZY. Dla nich właśnie napiszę zakończenie niniejszego tekstu.
    Cechą artykułu NACJONALIZACJA PIENIĄDZA jest dbałość o poprawność metodologiczną, o rzetelność przedstawionych twierdzeń, opartych na uczciwej historycznej analizie genezy i rozwoju zjawisk finansowych – od ich powstania, poprzez transformację, po stan obecny. Omawiany artykuł stanowi podsumowanie mojej dwunastoletniej pracy nad tymi zagadnieniami. Jest on napisany w sposób syntetyczny i prezentuje gotowe rozwiązania. Brakuje w nim wstępnych analiz i szczegółowego rozpisania wielu problemów. Dlatego polecam książkę DEMOKRACJA FINANSOWA, (dostępny jest e-book II wydania) oraz podstawowe artykuły ważne dla zrozumienia całej problematyki monetarnej. Moje artykuły wyszczególnione są w nocie biograficznej a zawarte są na stronie http://www.rossakiewicz.pl . Szczególnie polecam te z wczesnego okresu pracy, bo one są łatwe do zrozumienia dla kogoś kto dopiero poznaje tę tematykę, (link).
    Na koniec chcę przypomnieć, iż pieniądz to wynalazek człowieka. Siłą rzeczy każdy pieniądz został wymyślony, ale nie każdy jest zgodny z prawem naturalnym. Pieniądz oparty na długu wymyślili w osiemnastym wieku skrajnie cyniczni bankierzy. Biorąc pod uwagę 27 wieków istnienia pieniądza trzy stulecia to niewiele. Najbardziej doniosłą rolę w kreacji „pieniądza” bankowego odegrał David Ricardo, który wymyślił sposób wycofania z rynku narodowych pieniędzy pełnowartościowych poprzez przypisanie im formy złotego pieniądza w sztabach, czego skutkiem natychmiastowym było wycofanie ich z obiegu i skazanie ludzi na oprocentowany kredyt.
    Rozumiem, że większości ekonomistów trudno jest pozbyć się świadomości wpojonej w procesie mainstreamowej edukacji, która stanowi przecież ważny element tożsamości człowieka. Swojej tożsamości bronią skutecznie nawet ludzie chorzy psychicznie. Nie dziwi więc fakt, że ludzie zdrowi tym bardziej bronią własnej tożsamości, choćby ona abstrahowała od najcenniejszych wartości wspólnych dla całej ludzkiej zbiorowości. Jednak w wyniku takiego postępowania stan ich ducha i umysłu pogarsza się. Dyskredytacja tego, co prawdziwe i wartościowe, szczególnie za pomocą metod etycznie wątpliwych, a metodologicznie wręcz żałosnych, prowadzi do etycznego redukcjonizmu i obumierania intelektu człowieka.
    Warszawa, 01.01.2016

    • Z przykrością odnotowuję u Pana symptomy syndromu oblężonej twierdzy. Już “wie” Pan czyim interesom służę, osądza mnie Pan w kategoriach moralnych na podstawie rozumowania, które przedstawiłem i generalnie zajmuje się Pan w swojej odpowiedzi głównie tym, jaki mam cel, czego i dlaczego nie rozumiem, oraz dowodzeniem, że próbuję manipulować czytelnikiem. Rozumiem, że spotyka się Pan często z krytyką ze strony rzeczywistych obrońców obecnego, nieuczciwego, a ja bym nie bał się nawet powiedzieć – zbrodniczego systemu i chyba przez zastosowanie zasady – “najpierw strzelać, później pytać” – zostałem przez Pana umieszczony w jednym worku wraz z nimi.

      Czy jednak – dla dobra sprawy – moglibyśmy porozmawiać bez argumentów ad personam?

      Obaj zgadzamy się, że sprawa systemu monetarnego jest arcyważna dla wolności naszego Narodu. W ogóle zgadzamy się w wielu rzeczach.
      Może, dzięki tej dyskusji nauczy się Pan przekonać takie osoby jak ja (a zapewniam, że warto, o czym dalej), a może dostrzeże jednak podstawowe błędy w swojej koncepcji?
      Proszę mi wierzyć, że Pańska wiedza, zaangażowanie i wkład pracy w jej opracowywanie stanowią dla mnie powód wielkiego dyskomfortu gdy występuje w roli jej krytka, ponieważ w tym zakresie nie dorastam Panu do pięt. Myślę, że jednak umiem nieźle myśleć i skoro widzę w Pańskim projekcie poważne błędy, to jednak nie powinienem milczeć, ale też – za moje słowa nie powinienem być traktowany przez Pana jako wróg.

      Nie jestem wychowany na liberalizmie, w ogóle nie mam systematycznej wiedzy ekonomicznej, a jestem tylko myślącym dyletantem (w każdym razie w dziedzinie finansów i makroekonomii), który chciałby wielkiej, wolnej, wspaniałej Polski – jeśli nie da rady dla mojego pokolenia, to przynajmniej dla naszych dzieci, wnuków i prawnuków. Jedynym moim atutem w tej dyskusji jest zdolność do myślenia wolnego od dogmatów. Dlatego ośmielam się zabrać tu głos, ponieważ widzę w sposób niezwykle jasny i wyraźny, że Pańska koncepcja beztrosko zakłada przewłaszczenie wszelkich dóbr na rzecz państwa i w istocie sprowadza się do systemu redystrybucji sterowanej centralnie. Oczywiście dopuszczam możliwość pomyłki z mojej strony i zapewniam, że jeśli Pańskie argumentowanie będzie poprawne logicznie, to z radością dam się przekonać i stanę się gorącym zwolennikiem Pańskiej koncepcji.

      Odniosę się tutaj merytorycznie do dwóch, podstawowych moim zdaniem spraw:
      1. Sprawa pieniądza jako długu w świetle historii, antropologii i logiki:
      Na początku swojego komentarza tylko pozornie argumentował Pan przeciwko mojej tezie, że nie ma nic złego w pieniądzu dłużnym, gdyż podane przez Pana przykłady nie odnosiły się do samego zjawiska kredytu czy pożyczania pieniędzy, ale do oprocentowania (lichwy, odsetek ).
      I tu jest jedna z wielu spraw w których jesteśmy zgodni. Wydaje mi się, że odnotował Pan, że jestem za całkowitym zakazem lichwy, a nawet – za dopuszczeniem jedynie kredytu bez-odsetkowego. Dlatego proszę nie wmawiać mi, że jestem za utrzymaniem obecnego systemu.
      Może Pana zaskoczę, ale mimo powyższych zastrzeżeń muszę Panu przyznać rację, że istotnie: “… z faktu, iż od zarania dziejów jedni ludzie drugim ludziom udzielali pożyczek, a pieniądz stał się z czasem miarą długu, nie można wyprowadzić zasadnego twierdzenia, iż pieniądz jest w sposób nierozerwalny związany z długiem i że jest to dobre.” To prawda: nie mam dowodu na to, że stworzenie lepszego systemu wymiany dóbr, czy systemu monetarnego opartego na czymś innym niż pieniądz dłużny jest niemożliwe, ale twierdzę, że jest to bardzo trudne, a może nawet – strukturalnie skazane na niepowodzenie.

      2. Uważam, że częściowo myli się Pan w poniższym twierdzeniu:
      “Samowolnie, czyli bezpodstawnie kreowany pieniądz (częściowa rezerwa bankowa) to dublowanie prawa własności do produktów, które nie powstały z inicjatywy i pracy bankierów ani ich pracowników. Kreacja długów jako forma monetyzacji gospodarki i wzrostu PKB, to monetyzacja niewłaściwa. W jej efekcie banki przejmują produkt społeczeństwa, majątek i dorobek kredytobiorców.”
      Pomijam już nieuzasadnione przypisywanie tu bankom samowoli, o czym pisałem we wcześniejszym komentarzu.
      Kto jest właścielem depozytu (salda na koncie kredytowym) po utworzeniu kredytu? Bank, czy kredytobiorca?

      Bank tu wcale nie przejmuje własności, bo po spłacie kredytu wykreowane w ten sposób pieniądze znikają z obiegu (źródła – m.in.: https://www.community-exchange.org/docs/ModernMoneyMechanics.pdf , http://niss.org.pl/raport-islandzki/ ). Patologia polega na tym, że obecnie banki pobierają od udzielonego kredytu odsetki, co rzeczywiście nie ma żadnego uzasadnienia, ponieważ są one (banki) jedynie dostarczycielem zapisów księgowych lub gotówki (banknotów i monet), a cała wartość nominalna tych form pieniądza pochodzi od kredytobiorcy, czyli bezpośrednio lub pośrednio od wytwórcy dóbr.
      W ten sposób rzeczywiście bez żadnego ekonomicznego i etycznego uzasadnienia przejmują one stopniowo majątek narodowy, ale podkreślam – dzieje się to przez oprocentowanie, a nie sam fakt kreowania pieniądza poprzez kredyty.

      3. Teraz najważniejsze: Spróbuję wyjaśnić na przykładzie hipotetycznego 4-osobowego narodu, jak funkcjonowałby Pański system i jak funkcjonowałby mój.
      Jeśli według Pana to za mała ilość osób i dopiero przy większej liczbie system będzie działać “jak należy” – chętnie poznam argumentację za tym.

      Niech obywatel A wybuduje dom i skosi tonę siana, obywatel B – wychoduje trzy krowy, a obowatel C, który jest leniem nie zrobi nic.
      Obywatel D, który stanowi jednoosobowy, wybrany demokratycznie lub w jakikolwiek inny sposób rząd emituje 501 zł (wartość domu i siana) + 12 zł (wartość krów = 3 * 4 zł). Razem – 513 zł. Następnie rozdziela tę kwotę pomiędzy obywateli. Możemy chyba przyjąć, że wszyscy dostaną równą część produktu krajowego, czyli po 128.25 zł. Mógłbym tendencyjnie założyć, że leniwiec, jako mający najwięcej czasu ubiegnie pozostałych i kupi od B 2 krowy i będziemy mieli jeszcze do czynienia ze spekulacyjnym wykupem dóbr… Przyjmijmy jednak, że wszyscy oni są solidarni i życzliwi dla reszty społeczeństwa i w związku z tym A, C i D kupią po 2/3 krowy.
      Mamy więc saldo:
      A: 128.25 – 2/3 * 4 = 125.58 zł, dom, 1 t siana i 2/3 krowy
      B: 128.25 + 2 * 4 = 136.25 zł, 1 krowa
      C: 128.25 – 2/3 * 4 = 125.58 zł, 2/3 krowy
      D: 128.25 – 2/3 *4 = 125.59 zł, 2/3 krowy
      Doliczyłem tu dla równego rachunku 1 gr na konto D. Jako błąd zaookrąglenia mógłby on zostać np. na koncie banku, ale nie ma to dla nas tutaj znaczenia.

      Jak widać z tej prostej ilustracji, ktoś, kto nic nie robi żyje w tym systemie na takiej samej stopie, jak pozostali. A może nawet na lepszej, bo jeśli według Pańskiej biurokracji to C byłby najbiedniejszy, to zgodnie z Pańskimi założeniami powinien dostać większą od pozostałych wypłatę z “rozpraszania emisji”.

      A teraz – moja propozycja (sytem pieniądza dłużnego – bez-odstekowego):
      Skład osobowy “państwa” i “produkcja” niech będą takie same jak poprzednio. Nie ma emisji przez państwo.
      Jednak w końcu B potrzebuje siana dla swoich krów.
      Idzie więc do banku i mówi: “mam 3 krowy, ale muszę kupić siano od osoby, która być może nie potrzebuje wołowiny. Czy możecie mi jakoś pomóc?”.
      Bank oferuje mu kredyt, szacując jego zdolność kredytową na równą w przybliżeniu uzyskanej przez niego produkcji, czyli – 12 zł.
      A – podobnie, zgłasza się do banku, bo musi jeść, ale nie wie, czy wytwórca żywności potrzebuje domu lub siana (w naszym przykładzie akurat tak, ale to tylko przypadek i mogłoby tak nie być). Bank oferuje mu kredyt pod zastaw domu (500 zł), ale przeciez nie potrzeba tyle, aby żyć przez miesiąc, zatem A bierze ostatecznie tylko 5 tys pożyczki.
      C – także zgłasza się do banku, ale ponieważ nic nie produkuje i nie ma niczego pod zastaw – odchodzi z kwitkiem.
      D – cóż, D musi zwrócić się do pozostałych: “słuchajcie, pracuję dla was, musicie mi coś dać z dóbr, które wytwarzacie.” Wszyscy zgadzają się zapłacić np. po 2 zł. C nic nie ma i zalega, ale D ma na koncie łącznie 4 zł dzięki A i B. Załóżmy, że ci, którzy mogą – kupią po 1/2 krowy aby mieć co jeść przez miesiąc.

      Saldo:
      A: ma 2 zł (5 do oddania), dom obciążony na 5 zł i 1/2 krowy.
      B: ma 13 zł (12 do oddania), siano dla 2 krów (jedną sprzedał)
      C: nic nie ma
      D: ma 2 zł i 1/2 krowy.
      Bank: udzielił łącznie kredytów w kwocie 17 zł.

      Załóżmy, że syn B znalazł sobie żonę i B chciałby podarować nowożeńcom dom. W takiej sytuacji może wziąć kredyt pod zastaw nieruchomości (500 zł).
      Nowe saldo będzie wyglądać następująco:
      A: otrzymał za dom zapłatę pomniejszoną o zabezpieczenie hipoteczne (B nie chce zostać z obciążoną hipoteką) – 495 zł.
      Ma zatem 497 zł (0 długu, bo hipoteka została spłacona przy transakcji sprzedaży domu) i 1/2 krowy
      B: zostaje mu 13 zł (500 zł do spłacenia za dom, 12 – kredytu pod produkcję), 2 krowy, siano i dom dla dzieci wartości 500 zł. “Jest on wart” dokładnie tyle, ile dóbr wyprodukował minus zapłacony podatek (12 – 2 = 10 zł).
      C: – jak nie miał, tak nie ma
      D: – bez zmian (2 zł i 1/2 krowy).
      Bank: udzielił kredytów w wys. 512 zł

      Czas na porównanie obydwu systemów.
      W obydwu przypadkach ilość wyemitowanych (lub “wykreowanych”) pieniędzy odpowiada wartości wyprodukowanych dóbr.
      W Pańskim systemie poziom wydatków nie zależy bezpośrednio od wkładu w produkcję dóbr (i nie wiem jak wyobraża Pan sobie takie powiązanie). Jest to jak rozumiem “sprawiedliwość społeczna”.
      U mnie stan posiadania jest całkowicie powiązany z wkładem w wytwarzanie dóbr. Uważam, że zasada ta odzwierciedla zwykłą sprawiedliwość.
      Bank nie staje się właścicielem dóbr (ani pośrednim, ani bezpośrednim), ponieważ zobowiązania kredytobiorców równoważone są cyrkulującym pieniądzem, a nie – dobrami. Bank nie wypożycza wartości, a jedynie zapisy, papierki (banknoty, czeki, weksle) – i tylko ich zwrotu może oczekiwać. Posiadaczami i dysponentami wartości dóbr są u mnie cały czas ich wytwórcy.
      Kolejna różnica: u mnie podatki są jawne. U Pana – państwo samo je sobie wypłaca i nikt z obywateli nie wie, ile tak naprawdę dokłada do tego interesu.
      I jeszcze jedna rzecz, której nie ująłem w moich mini-symulacjach. Jeśli ktoś, jak nasz C – wpadł w biedę, to oczywiście chrześcijańskie społeczeństwo nie da mu pomrzeć z głodu, ale będzie to wymagać – chrześcijąńskiej jałmużny. U Pana – usuwaniem biedy ma się zająć sam system. W praktyce – biurokracja. Dlatego uważam, że będzie to coś dobrze znanego osobom, które pamiętają życie w latach 70-tych i 80-tych w PRL-u.

    • Podobne zastrzeżenia budzi zakończenie komentarza: odwołanie się do tego, co jest realne a co projektowane, „wymyślone”. Powtórzenie o naturalności pieniądza opartego na długu, bo „długi są realne” a w twierdzeniu, że zadłużenie rzeczywiście istnieje „zawarta jest prawda”. Ergo: pieniądz oparty na długu jest „naturalny”, my „znamy jego realność” i to jest lepsze niż pieniądz „wymyślony”, który jest w sposób nieunikniony „ideologiczny”. Innymi słowy, według Kulczyckiego: lepsze dla człowieka jest być świadomym i zadowolonym z siebie niewolnikiem lub bankrutem, niż starać się o wyzwolenie siebie i innych z braku monetarnej suwerenności, czyli z powszechnej finansowej opresji.

      Dokonuje tu Pan nieświadomej manipulacji interpretując moją wypowiedź na podstawie swoich błędnych założeń i wypaczając przez to jej sens.
      Tymczasem Pański “pełnowartościowy pieniądz” jest takim samym pieniądzem dłużnym i rabunkowym jak obecny, zmienia Pan tylko mechanizm i beneficjenta rabunku. Jest tak, ponieważ transakcje z użyciem pieniądza są zawsze zobowiązaniem – “jestem ci winien” – czyli długiem. Nie zależy to od systemu monetarnego, tylko od samego charakteru tych transakcji. Przyjrzyjmy się temu dokładnie:
      Kupuję chleb u piekarza. On kładzie bochenek na ladzie. Jeśli chcę go wziąć do domu, dla swojej rodziny i nie mam żadnego realnego dobra, które mogę dać Piekarzowi (z jego aprobatą) w zamian, to staję się jego dłużnikiem, a gotówka, czy zapis na jego koncie jeśli zapłacę kartą – są potwierdzeniem tego długu. Jak widać nie ma w ogóle znaczenia, skąd wzięła się ta gotówka, czy zapisy elektroniczne na kontach. Rozważamy tylko anatomię transakcji handlowej.
      Pan próbuje “naprawić” rzeczywistość postulując by zignorować ten fakt i arbitralnie uznać, że pieniądz nie jest długiem, ale że jest “pełnowartościowy”. Czyniąc tak jednocześnie daje Pan początkowo własność do wszystkich wyprodukowanych dóbr właścicielowi “prasy drukarskiej”.
      Pisze Pan:

      Marek Kulczycki nie rozumie, iż pieniądze jako wynagrodzenie za pracę trafiają do producentów i pracowników już w momencie zapłaty za ich usługi lub wytworzone towary. Nie rozumie, iż cytat z artykułu który przytacza: o dodawaniu kwot na konta, nie stanowi żadnego zawłaszczenia cudzej własności, lecz realizację prawa wszystkich obywateli do partycypacji w społecznym wysiłku.

      To ja się pytam: jaki udział w społecznym wysiłku ma menel żyjący z grzebania po śmietnikach i drobnych kradzieży? Albo człowiek żyjący z gry na giełdzie? Albo bezproduktywny biurokrata? Czy ich konta także planuje Pan uznawać “konkretnymi kwotami”? Czy może planuje ich Pan wykluczyć, ze swojego “systemu dobrobytu”? Tylko na jakiej podstawie? Kto miałby to robić? Kto miałby decydować o dystrybucji “monetyzacji przyrostu PKB”? Czy Pana zdaniem kontrola nad tym rozdawnictwem nie byłaby czynnikiem korupcjo-gennym i to w najwyższym stopniu? Czy poza zaklęciami stoją za tym jakieś realne argumenty?

  3. Niecierpliwość jest wadą, a pośpiech w myśleniu nie sprzyja osiągnięciom. Po co się Pan tak pospieszył z odpowiedzią? Przeczytał Pan teksty, które polecałem, przemyślał Pan je? Dał Pan sobie szansę zrozumieć lepiej mój artykuł i moje stanowisko? Ja sądzę, że nie dał Pan sobie – ani tej szansy – ani nie zadał sobie tego trudu. Nie było na to czasu pomiędzy 22.30 a 6.27 dnia następnego. W efekcie w nowym tekście powtarza Pan tylko swoje pierwsze opinie w nieco innej formie. Cytat:
    Pańska koncepcja beztrosko zakłada przewłaszczenie wszelkich dóbr na rzecz państwa i w istocie sprowadza się do systemu redystrybucji sterowanej centralnie.
    Odpowiem cytatem ze swojego artykułu:
    IV. Zasady dystrybucji nowoemitowanego pieniądza w społeczeństwie.
    A. Zasada pierwsza. Likwidacja biedy i wykluczenia społecznego.
    (patrz Schemat nr 1, 2 i 3)
    B. Zasada druga. Dofinansowanie budżetu.
    Zmiana budżetu zamkniętego – opartego na podatkach, na budżet otwarty – oparty na emisji monetyzacji wartości dodanej, a podatki jedynie jako uzupełnienie.
    C. Zasada trzecia Rozproszenie emisji poprzez gospodarkę.
    Są to wszystko pozytywne zadania Państwa. Dobrze rządzone państwo realizuje te zadania, źle rządzone – oddaje te swoje powinności za „garść srebrników”. W punkcie B. zawarta jest nowa koncepcja budżetu: sprostowanie podstawowej liberalnej manipulacji tym pojęciem obowiązującym od ponad 200 lat. (Jest to koncepcja więcej warta niż dorobek niejednego noblisty – mówiąc na marginesie).
    Pan traktuje Państwo jako formę zła. Nie dziwi mnie ta ocena, biorąc pod uwagę obecną jakość naszego państwa oraz innych państw zdominowanych przez obcą cywilizację (lichwiarską). Ale jeżeli jest Pan inteligentny i nie myśli dogmatycznie powinien Pan wiedzieć, że nie wszystkie państwa i nie zawsze są rządzone przez takie „elity”. Wystarczy uważnie popatrzeć na świat, na takich przywódców jak Nestor Kirchner, Evo Morales http://jar.neon24.pl/post/50168,suwerennosc-odzyskana, Lula da Silva, http://jar.neon24.pl/post/84857,rozsadek-panuje-w-brazylii , Muammar al-Kaddafi http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2014/06/ekonomia-pozytywna-ii-obraz-ekonomii-wedlug-muammara-al-kaddafiego/ Victor Orban, Xi Jinping, Władimir Putin, Abdullah II i inni
    Państwo jednolite cywilizacyjnie, suwerenne i rządzone przez rozsądnych władców realizuje swoje powinności. Banki prywatne (zazwyczaj obce cywilizacyjnie) tego nie robią, one tylko eksploatują obywateli, skolonizowanego państwa – tak jak u nas po transformacji finansowej (sic!)
    Obywatele emitujący niezależne waluty lokalne nie są w stanie ogarnąć takich zadań i sprostać takim powinnościom. Prawdziwie udany eksperyment z walutą lokalną, w Worgl (Austria), był przeprowadzony przez burmistrza (sic!) tego miasta. Dlatego miał szansę zaistnieć i trwać dopóki prywatny bank Austrii nie zdecydował o jego likwidacji. Waluty lokalne tak naprawdę się nie liczą. Bez podstaw prawnych są to jedynie namiastki potrzebnych rozwiązań oraz złudzenia. Tak jak pisałem: naszym zadaniem jest odzyskać państwo polskie, zdeformowane i okradzione przez cywilizację lichwiarską.
    Państwo to my, obywatele. Państwo zależy od nas, od naszego sposobu myślenia i naszej woli: politycznej, ekonomicznej, od siły naszego ducha i intelektu. Trzeba się wyzwalać z „głębokiego przejęcia”, a nie powielać zaszczepione nastawienia, opinie, motywacje i złudzenia.
    Nacjonalizacja pieniądza z mojego artykułu nie ma nic wspólnego z „przewłaszczeniem wszelkich dóbr na rzecz państwa” – to jest pańska pomyłka, przy której się Pan upiera. Może zbyt trudno jest odczytać termin „nacjonalizacja” na nowo. Nacjonalizacja kojarzy się Polakom z przejęciem przez państwo w okresie PRL prywatnej ziemi, budynków i pracy. W moim artykule chodzi o odzyskanie przez ludzi własności, suwerenności, systemu monetarnego, możliwości pracy i korzystania z jej efektów, utraconej na rzecz reprezentantów cywilizacji lichwiarskiej. Jednakowe słowo na określenie dwu przeciwstawnych procesów. Może zbyt optymistycznie oceniłem zdolność myślenia niektórych czytelników i stąd to nieporozumienie. Jednak nie tylko tytuł artykułu się liczy, ale cały tekst, a ten nie pozostawia wątpliwości, co do treści tytułu i moich motywacji. Z kolei „system redystrybucji sterowanej centralnie” może być bardzo pozytywny – np. tak jak w Libii za rządów Kaddafiego. Nie jest on obarczony nieusuwalną cechą samowoli biurokracji. Zobaczymy jakie cele będzie realizował PiS (?) Na razie skutecznie buduje swoją niepodzielną władzę: to może być dobre lub fatalne – wszystko zależy od intencji i celów Jarosława Kaczyńskiego. Po owocach poznamy!
    W punkcie 2. myli się Pan nie rozumiejąc związku pomiędzy oprocentowaniem a kreacją pieniędzy. Przecież ten procent dotyczy również kwot, które bank powołuje do życia jako nowe środki rozliczeniowe. Gdyby pożyczał tylko te pieniądze, które rzeczywiście posiada lub pieniądze deponentów nie uzyskiwałby tak wysokich dochodów. Rezerwa częściowa ustalona na około 3.5% pozwala mu wykreować kredyt 27 razy przewyższający jego aktywa (bank taki jak FED oczywiście nie ma żadnych limitów, on dyktuje warunki innym bankom m.in. NBP) i od wszystkich tych „rzekomych kredytów” bank czerpie odsetki i odprowadza obowiązkowy haracz (wibor, libor), który praktycznie trafia ostatecznie do FED. Czy uważa Pan że to jest OK, że te wykreowane pieniądze są traktowane jako własność banku. Otóż nie, one są naszą własnością: naszą! czyli wszystkich obywateli. Piszę o tym wyraźnie w artykule. Bank dokonuje monetyzacji majątku powstającego z naszej pracy i przypisując sobie własność wykreowanych pieniędzy okrada społeczeństwo. Dokładnie jest tak, że bank za pomocą kreacji pieniędzy dubluje prawo własności do produktu. Producent dostaje swoje pieniądze, ale kredytobiorca musi bankowi (sic!) zapłacić za mieszkanie i to wraz z odsetkami. Jak będzie zalegał ze spłatą, bank przyśle komornika z BTE i policją, i wyrzucą delikwenta na bruk lub do obozów z segregacją płci (były takie plany!) Ponadto spłata odsetek powoduje deflację, bezrobocie, kryzys i bankructwa przedsiębiorców. Ludzie pracy zostają bez środków do życia i na spłatę kredytu. Tak bankowa monetyzacja gospodarki staje się po latach demonetyzacją gospodarki, państwa i całego kraju. To nazywam samowolą. Jest to samowola cywilizacji lichwiarskiej przeprowadzana na obywatelach, narodzie i państwie innej cywilizacji np. cywilizacji łacińskiej.
    Na temat natury kredytu polecam wykład Izabeli Litwin, jaki odbył się w części dyskusyjnej mojego wykładu. https://web.facebook.com/NawigatorzyJutra/posts/954233291280966
    Punkt 3. to największy Pana błąd i ponowne bezpodstawne sugestie na temat tego co ja proponuję. Niech Pan zapozna się ze schematami zasad rozproszenia emisji, czy one zakładają, że dochód wszystkich ludzi ma być jednakowy? Chyba umie Pan czytać wykresy i wie, co to jest rozkład normalny? Dochód gwarantowany to jedynie (realne) minimum socjalne – minimum a nie średnia, ani nie dominanta. Postulat likwidacji biedy nie oznacza, iż ludzie biedni maja dostawać więcej niż posiadają inni (to Pana pomysł, a nie mój) tylko iż mają dostać wyrównanie do realnego poziomu minimum egzystencji według możliwości jakie daje wzrost gospodarczy i jego monetyzacja. Obecnie zmiana technologiczna jest zasadnicza: przeszliśmy żywiołowo z ery niedostatku do ery obfitości. Ta zmiana powoduje konieczność zmian społecznych. Mentalność kupiecka i jurydyczna (coś za coś, „oko za oko”) już nie wystarcza. Dochód gwarantowany to rozwiązanie potrzebne, bo rozwój technologii powoduje zmniejszanie zatrudnienia. Ludzie żyją, rodzą się, pracują i troszczą o siebie np. rodzice o dzieci, potrzebują środków do życia. Po co mają udawać, że pracują na sztucznie utworzonych biurokratycznych stanowiskach lub po co mają produkować śmieciowe towary i wciskać je nam przy pomocy kłamliwej reklamy – co w efekcie daje zbyt wiele odpadów, projektuje się rzeczy jednorazowego użytku, nawet samochody mają być nietrwałe i konieczne do wymiany na nowe po 10 latach. To wszystko i ten gorączkowy pośpiech wynikający z odsetek narastających z czasem (patrz: kłamliwe hasło „czas to pieniądz”) powoduje problemy ekologiczne. Obecnie lepiej dzielić się pracą oraz pieniędzmi na innej zasadzie. Opis tego zawarty jest w omawianym artykule, od którego Pan cały czas abstrahuje pisząc komentarze do… własnych pomysłów lub zasłyszanych liberalnych koncepcji, które uznał Pan za swoje i w których obowiązuje właśnie bankierski dogmat: „emisja państwowa zła – kredyt bankowy dobry”. Jak się Pan nie wyzwoli z tego sposobu myślenia do niczego sensownego Pan nie dojdzie, ale może mi Pan nie wierzyć – Pana wola.

    W Pana propozycji/przykładzie rola banku jest ukryta i źle opisana. Kreacja pieniądza daje bankowi zyski choćby oprocentowanie było zerowe lub nawet ujemne. Przywilej monetyzacji wypracowanego przez całe społeczeństwo majątku długiem, jaki mają obecnie banki jest właśnie sposobem zawłaszczania tego majątku, bez względu na oprocentowanie, które jedynie powiększa i przyspiesza zawłaszczanie, stanowiąc przy okazji kłamliwe alibi dla bankierów, że pożyczają cudze pieniądze.
    Szczegóły pana propozycji (pomijając nieistotne datale): Bank wykreował dla pana A 500 zł. i zapisał to na jego koncie. B ma do spłaty do banku 500 zł., które bank dla niego wykreował korzystając z tego, że A zbudował dom. W efekcie gdyby społeczeństwo składało się z 4 przykładowych osób pan A nie mógłby wypłacić ze swojego konta 100 zł na poza-kredytowy, gotówkowy zakup, bo bank nie dysponuje taką kwotą. Bank ma tylko wierzytelność u pana B, który będzie musiał spłacać 500 zł, ale rami np. przez 20 lat. Pan A musiałaby czekać 20 lat na to aby móc wypłacić gotówkę ze swojego konta. Jak banki sobie radzą w takiej sytuacji. FED jako bank banków mógłby po prostu wydrukować potrzebne banknoty np. 20 dolarowe po 15 centów za sztukę i wypłacić 100 zł gotówką po przeliczeniu kursu. NBP nie może (a w zasadzie nie chce – oficjalnie) tego zrobić, może jedynie pożyczyć od FED dolary i na tej podstawie zlecić PWPW wydruk banknotów złotówkowych. Za pożyczkę od FED-u NBP musi zapłacić – tu pojawia się procent. NBP nie jest bankiem suwerennym (lub nie chce nim być z braku ducha, odwagi, woli lub intelektu). Ale załóżmy, iż NBP jest bankiem suwerennym i ma możliwość druku pieniądza narodowego bez pożyczania dolarów lub euro, więc i bez dodatkowego procentu. Wówczas pan A dostanie pieniądze z konta i zaspokoi swoje potrzeby. Pan B natomiast będzie musiał spłacić bankowi kwotę za dom choć Bank nie ma nic wspólnego z budową tego domu. Bank tylko zmonetyzował dom pana A, i z tego tylko powodu otrzyma od pana B 500 zł (bez oprocentowania). (Opłaca mu się taki interes nawet przy oprocentowaniu ujemnym np. -10 %, dostanie wtedy „tylko” 450 zł.) Co bank zrobi z tymi pieniędzmi. A już dostał swoje pieniądze. Bank ma te 500 zł. płatne ratalnie. Przeznaczy je przede wszystkim na pokrycie swoich kosztów, opłaci pracowników, czyli w przykładzie samego siebie (pana D), prąd, zacznie budować sobie nową siedzibę, a resztę wypłaci swoim akcjonariuszom, ale o nich w przykładzie mowy nie ma. Pan B z przykładu nie zarobi na spłatę kredytu w tak nielicznym społeczeństwie, więc bank odbierze mu dom spłacony np. w 20% lub 50 %. W efekcie syn pana B z żoną zostaną z niczym, pan A będzie miał kwotę 500 pomniejszona przez inflację spowodowana nadmierna kreacją pieniądza ( i ew. dodrukiem) a bank zyska dom pana A i 20-50 % wartości domu spłaconej przez pana B, korzystając tylko z kreacji pieniądza dłużnego, bez oprocentowania. To w istocie poleca Pan Marek Kulczycki, jako alternatywę dla narodowej emisji pieniądza pełnowartościowego dystrybuowanego w społeczeństwie nie na zasadzie długu tylko dla zaspokojenia ludzkich niezbywalnych potrzeb, opisanych w artykule.
    Reszta argumentów pana Marka odbiega od realiów. W tak nielicznym gronie bank w ogóle nie jest potrzebny, ale tego pan Marek nie dostrzega. Gdyby przeczytał mój artykuł W stronę demokracji finansowej znalazłby historyczny przykład na funkcjonowanie kolonialnych skryptów dłużnych w angielskich koloniach w Ameryce Północnej, które ukazują pozytywne strony emisji prowadzonej przez samych farmerów, co było pierwszym i doskonałym zastosowaniem parytetu gospodarczego i co zostało przez Parlament Anglii, zależny od londyńskich bankierów, zlikwidowane i zastąpione pieniądzem opartym na złocie. Skutkiem takiej polityki była wojna wyzwoleńcza kolonii i ustanowienie niezależnego Państwa Stanów zjednoczonych. Niestety to państwo padło ofiarą bankierów z londyńskiego Citi i trwa to do dzisiaj. Patrz: Walka z pieniądzem narodowym w Stanach Zjednoczonych http://www.rossakiewicz.pl/demokracja/w_strone_DF.html#mozTocId468867
    COLONIAL SCRIPT czyli emisja pieniędzy przez podmioty gospodarcze. Recepcja NOWEJ ARCHITEKTURY FINANSOWEJ na NE (2) http://jar.neon24.pl/post/68780,colonial-script-czyli-emisja-pieniedzy-przez-podmioty-gospodarcze-recepcja-nowej-architektury-finansowej-na-ne-2
    CYWILIZACYJNE UWARUNKOWANIA EKONOMII – trzy części
    http://jar.neon24.pl/post/52980,cywilizacyjne-uwarunkowania-ekonomii-1
    http://jar.neon24.pl/post/54291,cywilizacyjne-uwarunkowania-ekonomii-2
    http://jar.neon24.pl/post/54424,cywilizacyjne-uwarunkowania-ekonomii-3-narodowa-emisja-pieniadza-i-wladza-finansowa
    I wiele innych artykułów opublikowanych na portalu Nowy Ekran, obecnie neon.24.pl począwszy od artykułu: Kredyt czy emisja pieniądza? Krótkoterminowa perspektywa indywidualistyczna przedsiębiorcy, a problemy widoczne z punktu widzenia makroekonomii i metaekononomii. (Dwie perspektywy w spojrzeniu na sprawy finansowania przedsiębiorczości)
    http://jar.neon24.pl/post/47473,kredyt-czy-emisja-pieniadza

    Moje poglądy i moje argumenty są zawarte w książkach i wielu artykułach. Łatwo je znaleźć, poznać i przyjąć, jak ktoś zechce. Nie polemizuję na forach od 2013 roku. Jest to czasochłonne i nieekonomiczne przekonywać każdego wątpiącego pojedynczo. W przypadku tekstu Pana Marka Kulczyckiego postąpiłem inaczej ze względu na wyjątkową nierzetelność komentarza – oraz dla dobra artykułu, portalu i jego czytelników. Generalnie dyskutuję na tematy ekonomiczne i jestem otwarty na rzetelne argumenty, niezależnie od kogo pochodzą. Podczas wykładów chętnie rezerwuję czas na dyskusję ze słuchaczami, bo to pogłębia naszą wspólną wiedzę i zaangażowanie. Przy okazji zapraszam na studia podyplomowe do Warszawskiej Szkoły Zarządzania. Szkoły Wyższej. Tam wykładowcy i słuchacze, nie mają już takich dylematów jak Pan Marek Kulczycki , który jak sam o sobie pisze jest „dyletantem w dziedzinie finansów i makroekonomii”, ale co gorsze jest niecierpliwy, nie jest człowiekiem o otwartym umyśle, a raczej o nadmiernie wybujałym ego. Co więcej deklarując swój sprzeciw wobec systemu stara się promować jego podstawowe zasady, w tym szczególnie pieniądz dłużny. Z faktu istnienia marginesu społecznego Pan Marek piętnuje zasiłki społeczne i wsparcie dla potrzebujących. „Menel żyjący z grzebania po śmietnikach i drobnych kradzieży” – to osoba godna pogardy według Pana Marka, który nie rozumie skąd się bierze bieda i społeczne wykluczenie. Tego typu poglądy są głoszone od czasu Thomasa Mathusa (warto przeczytać! )
    http://jar.neon24.pl/post/74976,utylitaryzm-i-maltuzjanizm-przeglad-idei-na-marginesie-debaty-ekonomicznej-pis
    i znajdują sponsorów wśród finansowej oligarchii, która pragnie depopulacji przynajmniej 20% ludzkości i stara się o to skutecznie. Patrz ostatnio „wiosna arabska”: Irak, Libia, Syria itd. Pana Marka ta oligarchia już dawno zdobyła, a on się nawet w tym nie zorientował i powtarza bezrefleksyjnie ich argumenty. Na tym kończę polemikę. Pozdrawiam czytelników.

    • Czy uważa Pan że to jest OK, że te wykreowane pieniądze są traktowane jako własność banku. Otóż nie, one są naszą własnością: naszą! czyli wszystkich obywateli. Piszę o tym wyraźnie w artykule.

      Owszem, pisze Pan, ale ja się z tym stanowczo nie zgadzam, według mnie jest to rozumowanie zgodne z etyką ekonomii socjalistycznej.
      Przypomnę tu moje stwierdzenie, które zostało rzekomo “niemal dokładnie przepisane” z Pańskiego artykułu:

      „Kluczowym jest tutaj fakt, iż wytwórcą i zatem – w świetle prawa naturalnego – właścicielem i jedynym pełnoprawnym dysponentem wartości emitowanych pieniędzy (wymienialnej na materialne i niematerialne dobra) są pracownicy, przedsiębiorcy i usługodawcy (także artyści i twórcy).”

      To “niemal” polega na tym, że ja uznaję własność osoby, a Pan – własność społeczną. Pisząc o prawie do własności pieniądza dla wytwórców dóbr nie miałem na myśli ich zbiorowości, ale każdego z osobna – proporcjonalnie, do jego wkładu w całą podaż dóbr wytwarzanych przez naród. Pan w sposób czytelny i jednoznaczny proponuje, by wartością tych dóbr obdzielić “społeczeństwo” (“one są naszą własnością: naszą! czyli wszystkich obywateli”) – wedle zasady – “każdemu według potrzeb”.
      Jestem zwolennikiem takiej dystrybucji dóbr, ale wtedy, gdy jest to wynikiem suwerennej, solidarnej i świadomej decyzji każdej, wolnej osoby – tak jak to było w pierwszych gminach chrześcijańskich, gdzie wszyscy dobrowolnie dzielili się swoim majątkiem.
      Kiedy zadanie czynienia dobra przenosimy z każdego z nas na “system”, to wyjdzie nam z tego tylko coś w rodzaju socjalizmu realnego.

      Co do Pańskiego komentarza do mojej mini-symulacji – jak rozumiem twierdzi Pan, że wykreowane w kredycie pieniądze (część kapitałowa) pozostają w dyspozycji banku po spłacie kredytu:

      Bank tylko zmonetyzował dom pana A, i z tego tylko powodu otrzyma od pana B 500 zł (bez oprocentowania). (Opłaca mu się taki interes nawet przy oprocentowaniu ujemnym np. -10 %, dostanie wtedy „tylko” 450 zł.) Co bank zrobi z tymi pieniędzmi. A już dostał swoje pieniądze. Bank ma te 500 zł. płatne ratalnie. Przeznaczy je przede wszystkim na pokrycie swoich kosztów, opłaci pracowników, […]

      Według dokumentów, które znalazłem (o których już wspominałem – “Modern Money Mechanics” – FED of Chicago oraz “Raport sporządzony przez Frosti Sigurjónssona na zlecenie premiera Islandii.”) – kwota kredytu jest umarzana w momencie jego spłaty, choć oczywiście kwota odsetek pozostaje w cyrkulacji (początkowo – w dyspozycji banku) i – tu chyba się zgadzamy – stanowi formę ukrytej kradzieży w wykonaniu banku:

      “Banki komercyjne zarówno tworzą, jak i kasują pieniądz (w formie depozytów). Kasacja pieniądza ma miejsce wówczas, gdy bank pobiera wpłatę, będącą spłatą kredytu lub gdy bank sprzedaje jakieś aktywa, uznając czyjś depozyt jako zapłatę za nie. Poprzez proste księgowanie na koncie dwustronnym, zobowiązanie (konto depozytowe) jest zmniejszane, a konto aktywów (np. konto kredytu) jest uznawane. Obydwie strony bilansu redukują się.” ( http://niss.org.pl/wp-content/uploads/2015/11/xReforma-monetarna-KSIAZKA-do-druku1.pdf )

      Pisze pan, że:

      „Menel żyjący z grzebania po śmietnikach i drobnych kradzieży” – to osoba godna pogardy według Pana Marka, który nie rozumie skąd się bierze bieda i społeczne wykluczenie.

      Jest to zwykłą nieprawdą, zmyśleniem. Jeśli zauważa się, że ktoś ma inny kolor skóry, to nie znaczy, że jest się rasistą. Ja tylko stwierdzam, że są osoby, które mają mały lub zerowy wkład w wytwarzanie dóbr, a nie znaczy to wcale, że ich nie szanuję. Twierdzę, że system, który uwspólni majątek wszystkich ludzi i da biurokratom władzę nad nim – w założeniu – do zwalczania biedy, wyrównywania dysproporcji w poziomie życia i stanie posiadania – będzie w istocie zinstytucjonalizowanym Janosikiem, którego dobroczynność będzie bardzo wątpliwa, ale metody – wyraźnie i jednoznacznie zbójeckie.

      Mimo niesprawiedliwych słów i ocen skierowanych w moją stronę dziękuję za polemikę.
      Pozwolę sobie na zakończenie zadedykować Panu pewien cytat, który moim zdaniem celnie wskazuje właściwy kierunek poszukiwania dobrych rozwiązań ekonomicznych:

      Rozważając metody wprowadzenia sprawiedliwych zasad gospodarczych w jakimkolwiek narodzie, należy poza porzuceniem metody dogmatycznej, wyzbyć się jeszcze jednej pokusy: chęci naprawienia świata za pomocą ustaw. Ufność w moc sprawczą kodeksów, przepisów oraz paragrafów była charakterystyczna dla pozytywizmu XIX wieku, który w ogóle cechował się optymistyczną wiarą w nieskończone możliwości nauki. Taką metodę odrzucamy jako spadkobiercy XX stulecia, które obaliło mity związane z nieuchronnym postępem i inżynierią społeczną, prowadzoną przez wąską elitę odgrodzoną murem od świata, która za pomocą kartki i ołówka zbuduje nam „raj na ziemi”. Postulujemy powrót do starych metod, wszystko wskazuje na to, że jedynie słusznych: a więc zaczynamy od ducha, dopiero potem przechodzimy do materii.

  4. 1. W sprawie ducha polecam pierwszą część książki Demokracja Finansowea.

    2. W sprawie własności uważa Pan podobnie do mnie: Bbrak tylko matek z dziećmi, pracowników służby zdrowia itp.

    Pan nie spostrzega różnicy pomiędzy pieniądzem który jest wynagrodzeniem za pracę, produkcję i świadczenie usług od kwot pochodzących z monetyzacji.
    Przedsiębiorcy i pracownicy otrzymuja ten pieniądz przy sprzedaży towarów i usług, Nikt ich nie oszukuje ani go im nie zabiera. Natomiast kwota pochodząca monetyzacja przyrostu dóbr trafia do całego społeczeństwa. Gdyby miała trafiać tylko do producentów wówczas oni dostaliby podwójne wynagrodzenie (dodakową premię), a reszta ludzi potrzebujących pozostałaby relatywnie uboższa.
    Bardzo Pana boli to, że w mojej teorii ludzie potrzebujący otrzymaja wsparcie! Moze wołałby Pan ich skazac na depopulację, tak jak Mathus i dzisiejsi banksterzy.

    Człowiek urodzony w świecie, którym zawładnęli już inni — jeśli nie mogą mu dać utrzymania jego rodzice, którzy są do tego zobowiązani, i jeśli społeczeństwo nie potrzebuje jego pracy — nie może rościć sobie prawa do najmniejszej nawet porcji żywności i w rzeczywistości nie powinien był w ogóle przyjść na świat.[…]

    Niektórzy ludzie będą zmuszeni odczuć niedostatek. Są to nieszczęśliwe istoty, które grając na wielkiej loterii życia wyciągnęły pusty los.

    Względy sprawiedliwości i honoru zmuszają nas do formalnego zaprzeczenia biednym prawa do udzielenia im wsparcia.

    W tym celu proponuję, aby uregulować tę sprawę w drodze zarządzenia postanawiającego, że żadne dziecko urodzone[…] po upływie jednego roku od dnia, w którym to zarządzenie uzyskało moc obowiązującą[…] nie nabędzie nigdy prawa do pomocy gminy.

    Mówiąc obrazowo możemy powiedzieć, że dziecko nie posiada wielkiej wartości dla społeczeństwa, ponieważ inne dzieci natychmiast zajmą jego miejsce.

    (Thomas Robert Malthus, Prawo ludności, II wyd. angielskie z roku 1803)

    Moje poglądy w tej dziedzinie wywodzą się bezpośrednio z Nauki Jezusa (Ewangelie) . Pan mi wytyka socjalizm – w grucie rzeczy to Pana ograniczenie, albo zła wola. Wielce sie Pan natrudził, aby zaszkodzić teorii Nacjonalizacji Pieniędzy – walce o suwerenność monetraną: dla Polaków i dla narodów świata. (Już myślałem nawet, że jest Pan trollem, któremu płacą od posta wprowadzającego dezinformację i chaos) . Czas zmienić przestarzałe poglądy, Dostrzec dzisiejsze potrzeby ludzkie: zaradzić deflacji, ubóstwu, biedzie, wykluczeniu społecznemu, a nie dbać tylko o tych, którzy “wiedzą i mają”, żeby przypadkiem nie stracili czegoć na rzecz potrzebujących,

    Matthus pisał.

    Natura, która przygotowała dla wszystkich tak wspaniałą ucztę nie zostawiła dla niego [biednego człowieka] wolnego miejsca przy stole. Każe mu ona odejść i szybko pomoże mu ona ten rozkaz wykonać, jeśli współczucie niektórych z jej gości nie umożliwi mu znalezienia pracy. Jeśli goście ci wstają od stołu i robią mu miejsce, to natychmiast zjawiają się inni natręci, domagając się tych samych względów… Porządek i harmonia, które panowały w czasie uczty zostają zakłócone, a zamiast początkowej obfitości dają się odczuwać braki.

    Tak więc troska o przeludnienie świata ma swoje korzenie w poszukiwaniu indywidualnego szczęścia przez ludzi uprzywilejowanych. Nie jest to dziwne bowiem utylitaryzm to młodszy brat liberalizmu. Ideologia samowoli finansowej i ekonomicznej, pociągała za sobą potrzebę stworzenia siostrzanej ideologii; zasady samowolnej konsumpcji: egoistycznej konsumpcji dóbr ponad miarę, często: na pokaz, nie liczącej się z potrzebami innych. Tak oto liberalizm i utylitaryzm idzie ręka w rękę. „Świńska filozofia” (Thomas Carlyle) ukoronowała analogiczną ekonomię. Obie są, na siłę i fałszywie przedstawiane ludziom, jako dbałość o ich korzyść, szczęście i wolność.

    • Pan nie spostrzega różnicy pomiędzy pieniądzem który jest wynagrodzeniem za pracę, produkcję i świadczenie usług od kwot pochodzących z monetyzacji.
      Przedsiębiorcy i pracownicy otrzymuja ten pieniądz przy sprzedaży towarów i usług, Nikt ich nie oszukuje ani go im nie zabiera. Natomiast kwota pochodząca monetyzacja przyrostu dóbr trafia do całego społeczeństwa. Gdyby miała trafiać tylko do producentów wówczas oni dostaliby podwójne wynagrodzenie (dodakową premię), a reszta ludzi potrzebujących pozostałaby relatywnie uboższa.

      Według mnie cały pieniądz w obrocie powinien równoważyć podaż dóbr (odnoszę wrażenie, że jest zupełnie tak samo w systemie proponowanym przez Pana).
      Dlatego rozróżnianie pomiędzy pieniądzem który jest wynagrodzeniem i pieniądzem, który jest monetyzacją dóbr jest błędem. To powinno działać jak księgowość dwustronna – wynagrodzenia (zapłata za dobra) to strona “winien”, czyli podział środków pod względem ich przeznaczenia, a monetyzacja to strona “ma”, czyli podział środków pod względem ich pochodzenia – źródła ich wartości.
      W mojej koncepcji wytwórca dobra wcale nie dostaje podwójnego wynagrodzenia. Krążenie pieniądza (weksli dłużnych) wyobrażam sobie w następujący sposób:
      1. Wytwórca otrzymuje weksel o nominale równoważącym spodziewaną wartość dóbr, które zostaną wprowadzone przez niego do obrotu – niejako za obietnicę ich wyprodukowania i sprzedania. Używam tu określenia weksel symbolicznie. W praktyce będzie to głównie pieniądz elektroniczny (zapisy na koncie) lub w ostateczności – gotówka.
      2. Kredyt ten może zostać wykorzystany na zakup materiałów, usług potrzebnych do produkcji, a także na utrzymanie własne i pracowników wytwórcy. Zakupując te wszystkie potrzebne dobra wprowadza on swój weksel (pieniądz) do obrotu.
      3. Kiedy w końcu otrzyma on zapłatę za swój produkt w postaci tego samego lub identycznego weksla (podzielonego na jednostkowe nominały), to będzie on musiał zwrócić go do banku. Czyli w momencie otrzymania zapłaty jego konto w rozrachunku z bankiem zostanie wyzerowane.
      Wiem, jest to dość radykalne podejście, ale jestem przekonany, że właśnie tak powinno być jeśli pieniądz ma odpowiadać rzeczywistości, a nie być rodzajem sztuczki, której istotą jest kradzież (jedna osoba wytwarza jakieś dobro, a druga – otrzymuje ekwiwalent wartości tego dobra w postaci pieniędzy).

      Oczywiście na kolejny cykl produkcyjny musi on uzyskać kolejny kontrakt kredytowy. Czas takiego cyklu może wynikać z charakteru produkcji, co ma sens np. w przypadku produkcji rolnej, ale może być też całkowicie umowny i rozciągać się na rok kalendarzowy lub rozrachunkowy lub jakąś wielokrotność dowolnej jednostki czasu wygodną dla rozliczenia wyników ekonomicznych przedsięwzięcia.

      Celem tego systemu byłoby umożliwianie produkcji, a nie przejmowanie majątku przedsiębiorców przez banki, dlatego potrzebne byłby obwarowania prawne uniemożliwiające przerzucenie ryzyka w całości lub większej części na przedsiębiorcę.
      Usługa banku, za którą pobierałby on wynagrodzenie powinna moim zdaniem polegać na szacowaniu prawdopodobieństwa osiągnięcia spodziewanych efektów przez przedsiębiorców i kreowaniu i dystrybuowaniu pieniądza w najlepszy możliwy dla społeczeństwa sposób. Osiągnięta podaż pieniądza powinna w ten sposób bardzo dobrze odpowiadać podaży dóbr – i to bez potrzeby posługiwania się ekonometrią i podejmowania decyzji na szczeblu centralnym przez jakieś biurokratyczno-urzędnicze twory.

      Bardzo Pana boli to, że w mojej teorii ludzie potrzebujący otrzymaja wsparcie! Moze wolałby Pan ich skazac na depopulację, tak jak Mathus i dzisiejsi banksterzy.

      Przy dyskusjach tego typu najlepiej jest zakładać dobrą wolę drugiej strony, inaczej pogrążymy się we wzajemnych podejrzeniach.
      Nie, zdecydowanie bardzo chciałbym, aby potrzebujący otrzymywali wsparcie, ale wiem, że musi to być wynikiem swobodnej decyzji ludzi dobrej woli. Dobro to coś, co wydarza się tylko pomiędzy dwiema wolnymi osobami. Jeśli scedujemy nasz obowiązek troski o bliźnich na system, to tylko założymy sobie jakiś rodzaj kajdanów, a potrzebujących skażemy na łaskę bezdusznych urzędników.

  5. W Pana ostatniej odpowiedzi zawartych jest wiele wątków teorii kredytu społecznego: szczególnie tezy o umarzaniu i wznawianiu kredytu wraz z procesem inwestycyjnym. Jest to niestety nieco utopijna ekonomia, rezygnująca z pojęcia obrotu pieniądzem na rzecz zarzadzania kredytem) oparta na całkowitym podporząkowaniu gospodarki Narodowym Biurom Kredytowym, w nadziej na to, że urzędnicy w tych biurach będą reprezentować interesy społerczęństwa. Jest to oczywiście możliwe, ale zależy od stanu ich etyki, świadomości, wyznawanych wartosci ( w istocie: wiary). Proszę mi przysłać link do Pana teorii, w której Pan to opisuje, bo wspomina Pan o swojej teorii, ale nie pisze Pan gdzie ona została opublikowana?

    Co do uwag na temat mojego tekstu: Jak zwykle wykazuje sie Pan niezrozumieniem tekstu i abstrahuje Pan od treści artykułu. Pieniądz emitowany na podstawie wzrostu PKB pojawia sią w społeczeństwie zazwyczaj postfactum i stanowi Fundusz Konsumpcyjny. Pieniądze z tego funduszu nie trafiają do do producentów bezpośrednio, tylko do społeczeństwa i to reprezentanci społeczeństwa: ogół obywateli, dokonuje dystrybucji tych środków, zakupując towary lub usługi od przedsiębiorców. Dzięki temu gospodarka realna dobrze funkcjonuje: operatywni przedsiębiorcy uzyskują dochód i zyski oraz rozwijają swoje przedsiębiorstwa. Ludzkie potrzeby są zaspokajane coraz lepiej a dopływ pieniądza tworzy popyt na towary, co wzmacnia gospodarkę, produkcję i rynek. W warunkach post-zadłużeniowej deflacji (przy braku emisji/monetyzacji) dzieje się odwrotnie – gospodarka obumiera a ludziom żyje sie coraz trudniej. Patrz choćby: http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/01/w-niewoli-bankow-i-banksterow/ . Rozróżnienie pomiędzy wynagrodzeniem a emisją nie jest błędem. Błędem jest pańskie pojmowanie tych spraw.

    Teoria Nacjonalizacji – inaczej: UNARODOWIENIA pieniądza. Jest lekarstwem na obecny kryzys. Większość ludzi rozumie to bardzo dobrze – więc proces budowania rzeczywistej świadomości finansowo-monetarnej biegnie swoim nurtem.

  6. Tak ,” Nacjonalizacja Pieniedzy” to bardzo niefortunna nazwa, o wiele lepiej brzmi Unarodowienie Pieniadza.

    Wtej calej , bardzo cennej dyskusji nie nalezy sie obawiac uzyc slowa Zionisci,bo to dzieki nim sa odpowiedzialni
    za to ze w obecnej chwili w wiekszosci krajow na swiecie nie ma naprawde bankow narodowych tylko mamy tak zwane banki federalne (prywatne) podlegajace IMF.

1 Trackback / Pingback

  1. wyszperane 12/01/16 | Wyszperane

Skomentuj Jacek Andrzej Rossakiewicz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*